Poezja składów pudru
To ja, nikomu nieznana istota tego świata- przeglądająca tony gazet,
czytająca „rzesze” ksiąg i książek z niesamowitym pociagiem i namiętnością
do wiedzy. To ja, rozmyślam jak się wyróżnić w epoce, w której tak trudno
się wyróżnić, bo każdy musi być na swój sposób „cool”.
To ja, istota, która przegląda skład pudru od Chanel i zastanawia się
jak to jest być jak Chanel. Dobrze mi ze sobą, tzn. nie mam wyjścia
bo świadomość „bycia sobą i pogodzenia się z tym”to pierwszy znak, że
jest z tobą w porządku. Kupiłam puder Chanel.
Był bardzo drogi bo gdy pomyślę,że świat może mieć swój kres,
ja mogę i gdy jestem świadoma,że to czy popudruje się pudrem marki Soraya
czy Chanel niewiele zmieni. Na ulicy Warszawy, Łodzi czy Paryża albo jakiejś wioski
bezwzględnie będę po prostu popudrowana a przecież pudrowanie polega na tym
aby zamaskowywać niedoskonałości więc, aby nie nie było wiadomo,że
masz na sobie puder.No więc jaki ma sens pudrowanie się Chanel?
No dobrze, przejdźmy do dalszego etapu. Aby się odróżnić muszę być
„inna” ale do cholery co to znaczy?
Od czego mam zacząć.Nie chcę być epigonią, chcę być sobą.
Kolejny etap to szminka- czerwona? Szminka odbiera kobiecie charakter i duszę,
kim jest to niebo piekielne wokół mnie. Wykształcenie, no dobra- dostrzegam,że
kobiety wciąż walczą. Dlaczego tak walczą? Myślą,że są w pełni wyzwolone kiedy
dostaną
status quo i będą „wszystkim” jednak świat ich nie dostrzega.
Rola kobiety zawsze jest zmienna. Dziwne, może ktoś to dostrzegł- czego kobieta
by nie zrobiła zawsze będzie obok mężczyzny lub nie. Czego kobieta by nie zrobiła
zawsze i tak bedzie obok. Nie jestem skrajną feministką po prostu zostaje mi tylko
obserwować niebo, palić papierosa w białym turbanie i czekać- tylko nie wiem na co.
Nie potrzebuję akceptacji, akceptacja siebie to stan ducha.
Albo to masz albo nie ale dziś, świat zakompleksiony. I jesteś kimś jeśli nosisz
ciuchy typu Chanel, Armani czy Dior. Nie wpadajmy w panikę, lubię nosić dobre ciuchy
w tym smętnym świecie gdzie nie ma rozwiązań, są tylko idee.
Siedzę samotnie, w mojej przewlekłej pustce.
Maluję paznokcie na czerwono, to kolor pewnych siebie kobiet-suk, które
myślą,że są inteligentne. Mam problem z nawiązywaniem relacji bo nie wiem kim chcę
być dla danego mężczyzny a spotkać inteligentnego, przystojnego i niepokornego
to ideał.Ale nie ma ideałów.Zresztą, my kobiety od wieków nosimy w sobie piętno
bycia kobietą, dziwnie brzmi. XXI wiek, mówią tyle o wolności kobiet a nie mają o tym
bladego pojęcia. Kobieta jest dziś jak telefon komórkowy. Najlepiej żeby każdy facet
miał
swoje haremy i aby kobiety były wymienne jak modele telefonu,
Brzmi jak skrajny feminizm, nieprawdaż.
Gdziekolwiek objawia się kobieta choćby była to Tomb Raider zawsze będzie
tylko „kobietą”, istotą malutką ale tylko kobieta może zostać matką.
Wracając do bycia różnym w tym świecie skrajności, co mam zrobić?
Wyjść do sklepu, przypudrować nosek pudrem Chanel, poperfumować
moje ciało i duszę.Metki- cóż liczy się osobowość,od zawsze to powtarzam.
Palę papierosa i myślę co by było gdyby wszyscy ludzie zamilkli na zawsze,
nagle wszyscy przestali mówić. Być może tylko niemowy by to pojęły ale nie my
- to XXI wiek, mówimy zbyt wiele ale i tak nie ma sensu.
Czego pragnę? Nie wiem czego pragnę, natarczywie jem tabletki,
marzę o założeniu normalnej rodziny a z drugiej strony cholernie boję
się przypadkowej ciąży. W mojej głowie tysiące niemych myśli próbuje
przedostać się, wyssać. Pragnę niezależności ale jestem ofiarą samej siebie.
Nie wiem w, którym kierunku iść, kim być- jakie jest moje miejsce.
Palę papierosa w zakazanym miejscu, zakazane miejsce jest wewnątrz mnie.
Pragne i nie-pragnę, porzucam samą siebie. Chcę coś w życiu osiągnąć tylko co mogę
osiągnąć skoro obserwując świat mam wrażenie,że wszyscy coś za mnie już osiągnęli.
Kiedy oglądam wszystkie czasopisma i okładki pytam: Czemu to nie ja?
Siedzę teraz na dywanie, wypaliłam już jedną paczkę papierosów, wypiłam czerwone
wino i rozważam by wylać to wino jakby to zmieniło coś w tym świecie tzw.realnym.
Milknę. Mogę udawać,ze umiem żyć ale przecież nie umiem.
Rety, papierosy śmierdza, znacie ten cholerny smród papierosów?
Śmierdzą jak ze śmietnika, bo człowiek to wewnątrz kupa śmieci, nad którymi musi
sprawować
kontrolę. Mogę udawać, dlatego wychodzę. Ubieram sukienkę w kolorze limonki. Do
tego kremowe
buty na obcasach nie od Christiana Louboutina.
Ubieram się w kolorze limonki by pokazać,że mój limonkowy świat jeszcze nie zastygł.
By pokazać,że jestem kwaśna, zła i tylko brakuje mi limonki, wgryzę się w nią i
powspominam
mojego byłego. Jak to jest,że wszyscy Ci mężczyzni to moi byli?
Nie płaczę, nie lamentuję- jestem piękna, pewna siebie, czy coś we mnie nie tak?
Trafiam na targowisko, pełne świeżych owoców jak w reklamie.
Świat jest jedną wielką reklamą, nie panuję nad nią.
Nie panuję.Idę. Mijam ludzi. Mogłabym przyrzec,że widzą mnie, dostrzegają mnie
ale nie, oni się zbyt śpieszą.W oddali gra Bob Marley, wiecznie żywy król, który był
człowiekiem. We mnie zostali moi byli, są częścią mnie ale ja nie rozpaczam.
Otwieram moich byłych jak wyciąga się pamiątki ze starej szafy.
Takie niby kolekcje samotnych, zagubionych mężczyzn, których
myślałam,że kocham. Były zawsze będzie tylko Twoim byłym choćbyś bardzo chciała to
zmienić.
Kupuję cytrynę, wokół mnie pachnie bananami i przez moment czuję się jak na wyspie.
Pachnie też skórką od jabłka i pomarańczami, prawdziwy taniec zmysłow.
W tle słyszę Indios Bravos:
A ja nie chciałbym tak po prostu przeminąć?
Sprzedawca uśmiecha się fabrycznie i wlicza,że zapłacę 1 euro. Droga ta cytryna.
Taka niepozorna. Na Targu starsze panie rozliczają przeszłość i kupują warzywa,
uśmiechają się jakby dopiero co zaczęły swoje życie. Z entuzjazmem myślą o zupkach
dla wnukow a ja kim będę za 20 lat? Sobą? Słońce we mnie.
Ostatnio rozmawiałam z moim ex. Czemu do tego doszło?
Czemu nie można zmienić biegu rzeki?
Czemu nie panujemy nad czasem?
Czemu jutro jest niepewne?
Dotykam cytryna, kąsi mnie ostrość. Pryska jej sok.
Okleja moje dłonie, dotykam cytryny ustami i wylizuję nieszczęsny kwas.
Kwaśno mi, limonka jest idealnie dopasowana.
Nagle czuję,że ktoś mnie obserwuje.
Jego wzrok ściera się z moim ciałem i jedyny utwór jaki przychodzi mi na myśl
to Tango al mar.Tak, ktoś na mnie patrzy, pożądliwie, z pragnieniem.
Wychodzi ze mnie Episthemia, emocje, dusza tańczy.
Ktoś obserwuje moje postępowanie z limonką?
Co dalej? Przyciskam jeszcze głębiej cytrynę, która syczy jakby broniła się
przede mną.Świat wiruje a wokół mnie Tango.
Przyciskam jeszcze głębiej cytrynę, czuję dotyk.
Dotyk, może mężczyzny.ale tylko może.
Dotyka mnie po sukni i żwawo rusza przed siebie,
jakby wokół był tylko ja i to ciało X, czuję dłoń.
Moja dłoń klei się od cytryny a ja nie chcę odwrócić głowy.
Jego dotyk jest rześki i pewny, delikatny zarzem ale jednak kiedy dotyka moich
pośladków mam wątpliwości czy chcę czuć dotyk.
Wyrywam się tej dłoni i biegnę.
Biegnę, biegnę, uciekam przez ten targ. Uciekam jakby goniło mnie hitlerjugend.
Biegnę, co sił w nogach, nie widzę nic. Myślę,że nawet nie wiem przed czym lub przed
kim uciekam.Uciekam, nogi biegną w jednym rytmie.
Biegnę, zaczynam dyszeć i pragnać wody, czuję się jakbym była na pustyni.
Jakbym była w wielkiej dziurze. Nie przestaję biec.
Powoli zwalniam bo czuję wycieńczenie, odwracam głowę by sprawdzić
czy dłoń jest. Nie, nie ma dłoni, zwalniam.
Nie wiem tyklko gdzie jestem, co teraz?
Biegnę i jestem coraz słabsza, biegnę i szukam końca uliczki.
Może jakiegoś wodospadu? Może powinnam na chwilę się zatrzymać.
Odpocząć. Ryzykuję. Zatrzymuję się.
Świat zatrzymuje się wraz ze mną, ciche pragnienie panowania nad światem.
Ta forma nie panowania nad sobą przekazuje fronty świata.
Biegnę i nie odróżniam już niczego, totalny nihilizm.
Ale trwa to chwilę, skoro jesteśmy nihilistami to tak naprawdę nas nie ma.
Może mnie też nie ma, w tej przestrzeni. Wszechświat i ja.
I wtedy nachodzi mnie dziwny spokój, spokój ma kolor blaszanego światła.
Blaszane światło jest pomiędzy realnością a tym czego człowiek nie zna.
Moja twarz, moja cera?
Kolejność nie jest przypadkowa, przypadkowy jest świat.
Przypadkowy bóg, przypadkowa wola istnienia.
Cisza. Zatrzymuję się, zwalniam.
Skład mojej duszy nie zlewa się jak puder Chanel na mojej twarzy
podczas słońca. Słońce się słania kiedy musi obdarować ludzkość.
Ludzkość jest w zasięgu dłoni, marzę o totalnej ciszy.
Totalna cisza potrafi być bezsilna.
Chciałabym być dziką kotką, choć to przeklamowane chcieć być kotką.
Koty kojarzą się z wolnością, zbyt wiele rzeczy kojarzy się z wolnością.
Iluzje, cisza. Dostrzegam,że stoję nad wodospadem. Przecinam słońce,
razi mnie ostro. W dłoniach mam puder z etykietką Chanel jakby to czyniło
ze mnie lepszego czlowieka. Otwieram puder, wypływa cieńka masa.
Delikatnie rozcieram w palcach, czuję się jakbym grała w reklamie.
Jakbym grała jakiś epizod w serialu- rozsmarowuje muskając puder Chanel
na policzku, nie czuję się przez to lepsza. Czuję, że mam na sobie puder Chanel
i to jest ta wiedza dla mnie, i tylko dla mnie.
Trzeba znaleźć jeszcze jedno zakończenie wśród wszystkich początków.
Trzeba znaleźć spokój. Zostaje wodospad, ucieczka, minuta sekundy.
Nihilistyczne tango dla każdego.