Po serii nudnych seriali na Netflix w końcu mamy „Ocalonych”. Chociaż schemat nam dobrze znany. Evelyn Bay u Wybrzeży Tasmanii czyli wioska, coś w stylu Kędzierzyna-Koźla tylko z Oceanem w tle, cudownymi klifami. Jak podaje WIKIPEDIA:
Tasmania – wyspa u południowo-wschodnich wybrzeży kontynentu australijskiego, a zarazem najmniejszy stan Australii. W skład stanu Tasmania wchodzą też mniejsze wyspy w Cieśninie Bassa oraz wyspa Macquarie – pow. 128 km² (w południowej części Oceanu Spokojnego).
Przyznam, że odruchowo sprawdziłam ceny lotów z Polski
Ceny to około 7 tys za przelot dla jednej osoby. Na tym kontynecie Tasmania to „wieś”, miasteczko bez przyszłości. Fajne te miasteczka bez przyszłości, nie powiem. Na Wyspę przybywa Kieran i Mia i ich malutkie dziecie. Strasznie bawi mnie, że 7 lat go nie było i nie sprawdzał na Facebooku co u jego znajomych. Oczywiście wszyscy na wyspie obwiniają go za śmierć jego brata i Kolegi. Na początku filmu dowiadujemy się o Liv siostrze również zaginionej Gabi.
Znamy ten schemat bardzo kochany przez kryminały. Powrót do miasteczka zwiastuje śmierć niejakiej Bronte, która chciała zapytać Mię o Gabi.
Tymczasem jak to na wsiach ludzie oceniają i rodzina musi znosić obwiniane a jak wiadomo w tego typu serialach PRAWDA JEST INNA.